niedziela, 12 listopada 2017

7

- Wasza Świątobliwość...
Głos był donośny, niewłaściwy atmosferze tego miejsca. Biblioteka stanowiła ostoję magów; choć teoretycznie mogli oni swobodnie poruszać się po całej twierdzy, rzadko widywało się ich poza tym pomieszczeniem. Tak jak żywiołaki lgnęły do swojego żywiołu, tak większość magów poszukiwała szczęścia tam, gdzie kurz uniemożliwiał swobodne oddychanie. Im starsze, tym lepsze, im mniej znane, tym bardziej tajemnicze i ciekawe. Kontrola Templariuszy niewiele zmieniała w tym zakresie. Zresztą, teraz o żadnej kontroli nie mogło być mowy. Brakowało ludzi do jej sprawowania - przynajmniej na razie. Ale w przyszłości...
 - Czy mogę zająć chwilę? - Fiona potrafiła mówić uprzejmie, ale nigdy nie robiła tego cicho. Jej głos niósł się echem i zapewne dolatywał aż do uszu osób przebywających piętro wyżej. Przynajmniej oszczędzą Szpiegmistrzyni trudu związanego z podsłuchiwaniem mieszkańców Twierdzy.
Przez chwilę patrzył na Zaklinaczkę, starając się ocenić, jakie wieści mu przynosi. Fiona zaliczała się do tych osób, które nie ukrywały niczego; wszystkie emocje, od złości po smutek, od razu znajdowały odzwierciedlenie na jej twarzy. Osobiście współczuł jej tej transparentności. Jako zwierzchnik kobiety nie miał natomiast nic przeciwko.
Zwierzchnik. Mimo oficjalne ogłoszonego sojuszu z magami, wszyscy mieli świadomość, jaki wygląda rzeczywisty układ. Magowie wspierali Inkwizycję nie tylko dlatego, że była ona ich potencjalną nadzieją na lepszą przyszłość - po prawdzie, nie mieli żadnej innej alternatywy. W Tevinterze nigdy nie byliby traktowani jako równi w prawach, w Fereldenie zaś oficjalnie ogłoszono, że ich obecność nie jest tutaj pożądana.
Jednocześnie pozwolono im pozostać u boku Inkwizycji. Ot. Potrzeba chwili.
 - Oczywiście. - Odłożył książkę, kolejne dzieło Varricka, które zdążyło zyskać popularność w całej Podniebnej Twierdzy. Zawsze traktował jego twórczość z przymrużeniem oka; zapoznawał się z nią głównie po to, by wiedzieć, o czym szepcze połowa mieszkańców, łącznie z samą Josephine.
Z tą książką miał jednak poważny problem. Być może to kwestia akcji, zaskakująco wolnej, jak na twórczość krasnoluda. A może tego, że jego umysł nie potrafił skoncentrować się na niczym innym, niż nieludziach uzbrojonych w Kotwice?
Uśmiechnął się zachęcająco.
  - Jak mogę ci pomóc?
 - W zasadzie, chciałabym tylko poznać odpowiedzi na kilka pytań. To nie zajmie długo.
 - Zamieniam się w słuch. Usiądziesz? - Wskazał na fotel znajdujący się przy tym samym stoliku. Jeszcze przed chwilą rozważał, czy nie położyć na nim swoich nóg.
 - Inkwizycja osiągnęła więcej, niż ktokolwiek byłby w stanie przypuszczać. - Fiona przycupnęła na skraju siedzenia, składając dłonie na udach. - I podjęła więcej kontrowersyjnych decyzji, niż niejeden władca. Jedną z nich było przyjęcie pod opiekę fereldeńskich magów.
 - Chciałaś powiedzieć: "nawiązanie sojuszu z fereldeńskimi magami" - poprawił ją, unosząc brwi w wyrazie uprzejmego zdziwienia. Zaklinaczka pokręciła głową.
 - Wiem, co chciałam powiedzieć. Jesteśmy sami, nie trzeba mydlić mi oczu. Oboje dobrze wiemy, jak się sprawy mają.
Cóż. Nie było sensu zaprzeczać.
 - Do czego zmierzasz?
 - Póki co, do niczego. Zastanawiam się tylko. Co czeka nas teraz?
Ach. Nie ona jedna zadawała sobie to pytanie.
Zgoda na nawiązanie sojuszu Inkwizycji z magami była ewenementem - także dlatego, że udzielił jej król Alistair, bodaj pierwszy raz otwarcie robiąc coś wbrew woli swojej żony. Po stosunkowo długim czasie - jasno dającym do zrozumienia, że w pałacu królewskim odbywały się wielogodzinne rozmowy na ten temat - decyzję tę oficjalnie poparła również królowa Elissa. Czy zrozumiała, że bez Inkwizycji nie pokonają Koryfeusza, czy może liczyła, że podporządkowując sobie Leira, przejmie również kontrolę nad magami - tego Leir nie wiedział. Nie wykluczał, że przesądziły oba te czynniki.
 - Pytasz mnie o los Inkwizycji, czy was, fereldeńskich magów?
 - Nas, fereldeńskich magów, chciałeś powiedzieć. - No tak. Przecież kiedyś sam należał do Kręgu. Jakże dawno to było...
 - Schlebiasz mi. Zakładasz, że umiem przewidywać przyszłość. - Uśmiechnął się lekko. - A jak ty to widzisz?
Zawahała się.
 - Nie ma szans na powrót do starego porządku, Inkwizytorze. Nie po tym, co zaszło. Po Kirkwall, po wojnie, po fakcie, że na przywódcę Inkwizycji obrano maga... Zbyt wiele się zmieniło.
O tak. Już wtedy, gdy dotarła do nich wieść o wydarzeniach w Kirkwall, oczywistym było, że nic nie będzie toczyło się starym rytmem. Potwierdziły to kolejne wydarzenia - także te, które sam zainicjował.
Za kilkadziesiąt lat jego imię będzie wspominane w książkach. Dziwna myśl.
 - Jednocześnie jednak - ciągnęła kobieta - jakakolwiek zmiana oznacza rewolucję. Ogromną rewolucję, przede wszystkim w myśleniu. Chciałabym wiedzieć, jak patrzy na to jedna z najważniejszych osób na scenie.. mająca realny wpływ na to, co się wydarzy, a nie będąca jedynie obserwatorem, mimo, że próbuje mi wmówić, że jest inaczej.
Leir uśmiechnął się lekko.
 - Czy rozmowa jest protokołowana?
 - Nie. Jest całkowicie poufna.
Teraz nic nie jest poufne, moja droga.
 - Nie chcę powrotu Kręgów w starej formie - odpowiedział w końcu, dając sobie uprzednio kilka chwil na przemyślenie wypowiedzi. - Anders wysadził budynek Zakonu w powietrze. Nie oceniając w tej chwili samego pomysłu, ta desperacja nie wzięła się znikąd, czyż nie? Kręgi ułomne. Powrót do nich sprawi, że ktoś znowu wpadnie na pomysł skonstruowania bomby. Albo na coś jeszcze bardziej kreatywnego.
 - A zatem chciałbyś je całkowicie zlikwidować? Czy może po prostu...
 - ...zastąpić - wszedł jej płynnie w słowo. Mówił cicho, tak, że rozmówczyni zmuszona była pochylać się w jego kierunku; nie liczył jednak, że to powstrzyma potencjalnych szpiegów przed podsłuchiwaniem. - Ferelden nie dojrzał do dnia, gdy tysiące magów chodzi samopas. Zresztą, jeśli mam być szczery, sam nie uważam tego za najrozsądniejszą wizję.
 - Uważasz, że magowie niebezpieczni?
 - Niewyedukowani? Nienauczeni samokontroli? Jak najbardziej.
Fiona kiwnęła powoli głową. Żałował, że nie miał w zwyczaju podjadać ciastek podczas lektury. Przynajmniej byłoby czym zająć ręce podczas chwil milczenia.
 - A zatem... jaką widzisz alternatywę?
Mógł przytoczyć pomysł Vivienne. Rozmawiał z nią o tym już kilka razy. Ta koncepcja miała nie tylko sens, ale i szanse powodzenia. Mógł ją poprzeć.
Miał jednak swoją wizję.
 - Inkwizycję.
Fiona uniosła brwi.
 - Inkwizycja miałaby stać się organizacją jednoczącą magów...?
 - A czemu nie? Ogromna część magów, którzy należeli do Kręgu, już tutaj jest. Twierdza zapewnia wszelkie potrzebne warunki. Sprawy organizacyjne również zostały ugruntowane już dawno temu, a na jej czele stoi, jak sama zauważyłaś, mag, który ma realny wpływ na wydarzenia. I żadnego interesu w popieraniu polityki czy to Zakonu, czy to królowej Fereldenu.
 - Zabrzmiało to tak, jakbyś chciał doprowadzić nas do wojny.
Roześmiał się cicho.
 - Do niezależności, moja droga.
Okupionej pewną ceną.
Milczała. Brak ciastek znowu boleśnie dawał o sobie znać.
 - Magowie nie mają powodu, by ci nie ufać, Inkwizytorze - stwierdziła w końcu. - Sądzę, że zdecydowana większość z nich... poparłaby tę wizję.
Zdecydowana większość. Nie wszyscy.
I niekoniecznie ona sama. Zrozumiał aluzję.


To nie tak, że potrzebował kolejnego majestatycznego tytułu poprzedzającego jego imię i nazwisko. Pomysł zmienienia Inkwizycji w substytut Kręgu był pieśnią przyszłości i zakładał, że Fiona była tego w pełni świadoma. To nie miało jednak obecnie żadnego znaczenia.
Wojna każdego z każdym była o wiele bliższą i realniejszą perspektywą. O ile istniały szanse na przerzucenie konfliktu z elfami na kogoś innego, lub też, w najgorszym razie, przesunięcie go w czasie, o tyle królowa Elissa zapewne już mobilizowała wojska.
Zabawne. Wydawało mu się, że nie ma siły na kolejną wojnę. Ba, naprawdę jej nie miał - ta wewnętrzna pustka była tego jednoznacznym dowodem. Głos, który nakazywał mu wycofać się, rzucić to wszystko w diabły i zostawić kolejną wojnę w rękach kogoś innego był coraz częstszy - i coraz silniejszy. Bywały dni, gdy całkowicie go paraliżował.
A jednak czasem czuł jeszcze, że potrafi mu się przeciwstawić. Jak teraz.
Niczym dawny Leir Trevelyan, naprawdę chciał wygrać tę wojnę. Ba - zamierzał to zrobić.
 - Zapewniam, że będę forsować tę wizję za wszelką cenę, Fiono - odpowiedział zgodnie z prawdą. - Jeśli dojdzie do kolejnej wojny... chcę, żebyście walczyli za to, co uważacie za słuszne.
Żebyście walczyli w ogóle.
A cóż motywuje do walki lepiej, niż nadzieja?


*


 - Czy mogę wam przeszkodzić, zbawcy świata?
Widząc Doriana, Leir ledwo powstrzymał się, by nie podziękować mu z miejsca. Wkroczenie osoby trzeciej było dokładnie tym, czego potrzebował, choć Tevinterczyk z całą pewnością tego nie podejrzewał. Ostatecznie chwila, gdy siedzi się na gabinetowej sofie ze swoją ukochaną jest chwilą... intymną. Nawet, jeśli wspólne spędzanie czasu polega tylko na czytaniu tych samych dokumentów.
I może tak by było. A jednak... Mimo tego, że Josephine znajdowała się zaledwie centymetry od niego, Leir miał wrażenie, że oddziela ich ściana. Kiedy właściwie zdążyła się pojawić? Rano, przy kolejnej ostrzejszej wymianie zdań, której źródła już nawet nie pamiętał? Czy może była tu już od jakiegoś czasu?
On i Josephine uśmiechnęli się niemalże jednocześnie. Ambasador złożyła papiery w równy stosik, odkładając je na bok.
 - Coś się stało?
Dorian zamknął za sobą drzwi. Zabrało mu to zaskakująco dużo czasu; wydawało się, że chce zyskać pewność, iż nikt za nim nie podąża. Dla Leira było to całkowicie zrozumiałe; ciekawe tylko, czy to sprawa, z którą przyszedł mag należała do ściśle tajnych, czy po prostu był kolejną osobą, która dorobiła się paranoi?
 - Chyba... nie. Nie wiem, acz liczę, że z waszą pomocą mnie oświeci. - Zmarszczył brwi. Usiadł naprzeciwko nich, taksując rozmówców badawczym wzrokiem. - Uroczo razem wyglądacie, wiecie?
Josephine uniosła brwi.
 - Przyszedłeś nam to powiedzieć?
 - W zasadzie to nie. To akurat przyszło mi do głowy przed chwilą. - Westchnął. - Chodzi o to, że... rozmawiałem z Lelianą.
 - I przeżyłeś. - Leir przytaknął. - To istotnie jest pewne osiągnięcie.
 - Owszem, jestem z tego dumny. Istotniejsze jest jednak to, o czym chciała ze mną rozmawiać.
 - To znaczy?
 - Powiedzmy, że... odczuwała ogromną potrzebę podzielenia się ze mną tym, co zrobiłaby, gdyby została wybrana na Boską.
No tak. Oczywistym było, że brak poparcia ze strony Leira nie zniechęci Szpiegmistrzyni do starania się o ten tytuł - a może nawet dodatkowo zmobilizowało ją to do działania? Ostatecznie, podkreślała jego znaczenie na arenie politycznej tak długo, jak łączyły ich wspólne plany - w przeciwnym wypadku stawał się tylko Inkwizytorem. Z całą pewnością potrafiła sobie znaleźć innego sojusznika, o ile już tego nie zrobiła.
 - Ach tak - odpowiedział w końcu Trevelyan. - I co z tego wyszło?
 - Oświadczyła, że jako Boska zlikwiduje Kręgi. Magowie nie będą więcej uciskani przez Zakon. Nie będzie anomalii na miarę Kirkwall. - Wzruszył ramionami. - No i ogólnie, będzie cudownie.
 - Wierzysz w to?
Dorian roześmiał się cicho.
 - Chciałbym. Znając ją jednak, sądzę, że faktycznie magowie nie byliby szczególnie uciskani. Po prostu wszyscy znaleźliby się pod nadzorem, bez względu na talent magiczny lub jego brak.
 - Cieszy mnie, że myślimy podobnie. - Leir zerknął na Josephine, ciekaw, czy znajdzie potwierdzenie w jej słowach. Widział, że kobieta ledwo powstrzymuje się od komentarza. Ostatecznie, Leliana pozostawała jej przyjaciółką, a przynajmniej była nią kiedyś. Bez względu na to, lojalność zapewne nie pozwalała Josephine na wyrażenie dosadniejszej opinii.
Cóż, nie zamierzał naciskać.
 - Ciekawe jest tylko to, że...
 - ...że podzieliła się tą myślą ze mną? - Dorian płynnie wszedł mu w słowo. - Owszem, też nad tym myślałem. Dlaczego miałaby rozmawiać o tym z Tevinterczykiem?
Ponieważ ów Tevinterczyk był jedną z najbardziej zaufanych osób u boku Inkwizytora. Nie potrzebował czasu, by dojść do tego wniosku.
 - Zakładam, że sam domyślasz się już odpowiedzi, Heroldzie. Chciałbym tylko zwrócić uwagę, że skoro podzieliła się tą myślą ze mną, zapewne podsunie ją też innym magom. A nie ręczę, że będą równie błyskotliwi i lojalni, jak ja.
Magowie nie mają powodu, by ci nie ufać, Inkwizytorze. Sądzę, że zdecydowana większość z nich poparłaby tę decyzję.
Ale nie pogardzą alternatywą dającą im całkowitą wolność. Czyż nie?
Kurwa mać.
 - Dziękuję za tę informację, Dorianie. - Westchnął. - Nie to, żebym spodziewał się takiego obrotu spraw, ale... Naprawdę dziękuję, że przyszedłeś z tym bezpośrednio do mnie.
Nekromanta uśmiechnął się z udawaną skromnością.
 - Od tego są przyjaciele. Et cetera, et cetera.
Chciałbym w to wierzyć.
Nie popadaj w paranoję, idioto. I bez tego...


*


 - Mowa jest już nawet o całkowitym wyzwoleniu magów.
 - Czy to jakiś żart?
Bez problemu rozpoznał oba głosy.
 - Żart? A kogo niby miałby on bawić?
Leir wielokrotnie dziękował Stwórcy za cichy krok, którym go obdarzył. Ta umiejętność skradania się, tyleż niepodobna do maga, co do przywódcy, wielokrotnie mu pomagała. Tak jak teraz, gdy zatrzymał się pod ścianą, chwilę przed tym, jak miał wychylić się zza rogu i dołączyć do rozmówców. Przeczucie? Intuicja podpowiadająca, że podsłuchując dowie się więcej niż w otwartej rozmowie?
Na Stwórcę, przecież tam jest Josephine.
A więc zadecydował przypadek?
Wystarczyło słyszeć jej głos, by móc przewidzieć, jak się zachowuje. Zapewne przyciskała do piersi swój kajet, co najmniej jakby mógł robić za jej zbroję. I patrzyła swojemu rozmówcy w oczy, jeśli tylko mogła. Cullen zapewne odwzajemnił spojrzenie.
Rozmawiali poważnie. I cicho.
 - Nie ma szans na to, by po tym, co zaszło, wszystko wróciło na stare miejsce, Cullenie. Magowie muszą zyskać więcej swobody. To jest fakt.
 - "Więcej swobody" to nie to samo co "całkowite wyzwolenie" - odparował z naciskiem Komendant. Bez względu na to, jak toczyła się wcześniej rozmowa, usłyszane informacje najwidoczniej wstrząsnęły nim do głębi. A może była to kwestia odstawienia lyrium? Leir nie miał pojęcia, czy były Templariusz wytrwał w swoim postanowieniu. Z drugiej strony, otrzymał wyraźny rozkaz, prawda? - To szaleństwo, Josephine. Zezwolenie magom na tak dużą swobodę oznaczać będzie...
 - Drugi Tevinter? Nie. Nikt by na to nie pozwolił. Z królową Elissą na czele.
Szczęk zbroi. Rutherford nie rozstawał się z nią nawet na chwilę.
 - Decydująca i tak będzie opinia Boskiej. A z tego, co mówiłaś, Leliana...
 - Leliana nie zrobi niczego, z czym nie zgodziłaby się Elissa - przerwała mu Ambasador.
 - Skąd wiesz?
 - Miały romans w czasach, gdy walczyły z Plagą. Zresztą z tego, co wiem, do dzisiaj są... w zażyłych stosunkach.
Leir docenił fakt, że Cullen milczał przez dłuższą chwilę, najwidoczniej równie zaskoczony, co Inkwizytor. Zapewne straciłby kilka cennych sekund ich rozmowy, próbując przetrawić tę informację.
Szpiegmistrzyni i królowa Fereldenu. Bez względu na fakt, jakim cudem wytrzymywały ze sobą nawzajem - jeżeli była to prawda, Leliana z całą pewnością pozostawała lojalniejsza względem monarchini, aniżeli swojego zwierzchnika. Przekazanie poufnych informacji na temat Inkwizycji musiało być dla niej drobnostką, skoro i tak nie mogła liczyć na poparcie organizacji dla swojej kandydatury.
A to oznaczało, że jeden z ich najgroźniejszych przeciwników mógł już ich poznać na wylot.
Świat pociemniał mu w oczach.
Josephine, dlaczego mi nie...?
 - Czy Leir o tym wie? - Komendant najwidoczniej zadawał sobie to samo pytanie.
Nie, do diabła. Nie wiedział. I nawet nie rozumiał, dlaczego.
 - Dowie się. Dzisiaj.
Przecież siedzieli kilka godzin w gabinecie - sami, z pewnością o wiele bezpieczniejsi, niż w tym cholernym zaułku. Mieli mnóstwo czasu, by o tym porozmawiać!
Mieli. Nie licząc rozmowy z Dorianem, spędzili go w absolutnej ciszy.
 - Zwlekasz z tym? Dlaczego?
 - Nic z tych rzeczy - zaprotestowała natychmiast. Choć rozmówcy mogło się wydawać, że mówi pewnym i spokojnym głosem, Trevelyan natychmiast wyczuł w nim nutę niepewności. - Powiedzmy, że...
Że?
 - Brakowało nam ostatnio zarówno okazji, jak i czasu, by spokojnie porozmawiać - stwierdziła w końcu.
Ta odpowiedź mogła wydawać się urocza. Żartobliwa. Dwuznaczna. 
Gdyby nie ten żal w jej głosie. Przez niego zabrzmiało to wyłącznie upiornie.
 - Rozumiem. - O tak. Komendant najpewniej zrozumiał więcej, niż byłby w stanie przyznać.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz